Cały dzień w Rzymie, więc hop do Watykanu zobaczyć nowego papieża

Lot spokojny, po przylocie najpierw toaleta, potem poszukiwania przechowalni bagażu. Znajduję aubutus do centrum za 5 euro, dzięki czemu nie muszę płacić bodajże 14 euro za pociąg Leonardo. Na dworcu Termini kawa i kanapka i myk do polskiego kościoła na niedzielną msze na via Boteghe Oscure. Potem Watykan - walą tam dosłownie tłumy, które chcą zobaczyć nowego papieża w oknie na Anioł Pański. Nawet część ulic pozamykana.

Na placu św. Piotra masa ludzi. Papież na telebimach wygląda na bardzo energicznego człowieka. Ciekawe, czym nas zaskoczy podczas swego pontyfikatu... Przemówienie trwało może z 15 minut, a ja z placu św. Piotra wychodze po dwóch godzinach, tyle ludzi. Ale to nie koniec z tłumami. Bo w Rzymie jest maraton z kilku tysiącami biegaczy i kolejne ulice pozamykane. Zmęczona przystaje przy mecie i obeserwuję, z jaką satysfakcją biegacze - amatorzy mijają metę. Niesamowite.

Zaczyna padać, nogi bolą, więc wracam na Termini, łapię autobus TAM na lotnisko za jedyne 4 euro. Siadam grzecznie na krzesełku w ciepełku w terminalu 2 i czekam. Obserwuję cała szopke tanich linii z mierzeniem walizek i upychaniem ich w specjlanych skrzynkach, Masakra.

Nasz lot jest opóżniony, a jak w końcu miał być boarding, to jest informacja o zmianie bramki z B na D, więc galopem przez całe lotnisko. Potem jeszcze czekamy pół godziny. W samolocie siedzę obok przemiłej pani ze Słupska, która często podróżuje do Włoch, odwiedzając siostrę w Palermo. Więc posłuchałam jeszcze o Sylyclii.

W Gdańsku lądujemy o godz. 1 w nocy, zaliczając 1,5 godzinne opóźnienie. Tu czeka już pan Henio z żoną, marsz do autka i pędem do domu. Jutro do pracy.

Wydatki:
9 euro - dojazd na i z lotniska
6 euro - przechowalnia bagażu
10 euro - jedzenie
1,5 euro - metro

Komentarze (0)