Geoblog.pl    talia    Podróże    Indie 6 - 22 luty 2012    Na samolot i fru do domu
Zwiń mapę
2012
22
lut

Na samolot i fru do domu

 
Indie
Indie, Delhi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6983 km
 
Samolot mamy o 10.30, to bardzo dobra pora. O 7 wymeldowujemy się z hotelu i kładką nad dworcem New Delhi i wszystkimi 16 peronami (uff, plecak jednak trochę waży) mykamy do stacji metra. O 8 jesteśmy na lotnisku, w miarę szybka odprawa i czekamy na samolot. W lotniskowej kafejce kupujemy kawę za 3 dolary.

Ważna rada dla palaczy – podczas kontroli zabierają wszystkie zapalniczki!! Można mieć butelki z wodą, to nie przeszkadza, ale zapalniczek niet. Siedzimy sobie przy naszym gejcie i naprzeciwko mamy smoking room. Zaczynamy kombinować: po co palarnia, skoro zabierają zapalniczki. Mama postanawia sprawę rozpoznać, jako że czeka ją co najmniej 7 godzin bez papierosa. Rozwiązanie jest banalne: w środku są zapałki :)

Lot spokojny, dobre jedzonko Finnair podawał. Obok nas siedzą dwa małżeństwa, które też lecą do Gdańska, kupiły bilety w tej samej promocji, co my. Zwiedzali Indie południowe. Uff, ulga, bo czas na przesiadki mamy minimalny, a w grupie raźniej i jest większe prawdopodobieństwo, że na większa liczbę osób samolot poczeka. Wylądowaliśmy z 20 minutowy opóźnieniem i galopujemy przez helsińskie lotnisko na samolot do Kopenhagi.

Ten rusza z półgodzinnym opóźnieniem, bo Helsinki zasypane śniegiem i najpierw odśnieżanie pasa, a potem odladzanie samolotu. Już w połowie lotu podchodzi stewardessa i informuje, że upomina się o nas kopenhaskie lotnisko: że jesteśmy spóźnieni, ale samolot do Gdańska poczeka. Jak miło z jego strony :) Przesadzają nas do wolnych miejsc z przodu, w biznes klasie, byśmy mogli jako pierwsi wyjść. Przy wyjściu już czekają na nas pracownicy lotniska, podają numer gejtu, do którego mamy pędzić. Oczywiście jest w innym terminalu, więc przebiegamy przez cały Kasturp. Lotniska naprawdę potrafią sprawnie działać, przynajmniej te skandynawskie.


Wpadamy do gejtu, tam wydają nam boarding karty (bo ten lot obsługuje SAS i pani z Finnairu w Delhi nie mogła wydrukować kart na cały lot). Wsiadamy do autobusu i zawożą nas pod mały samolocik. Jeszcze tylko 45 minut lotu i jesteśmy w Gdańsku. Nie ma śniegu, jak miło. Żeby nie było tak fajnie, na miejscu okazało się, że nasze bagaże nie zdążyły się przesiąść, ale przylecą z Kopenhagi następnym lotem i dostarczą je do domu. Na lotnisku czeka na nas niezawodny pan Henio, dziwi się że nie mam bagaży, panuje nas do swego lanosa i mała godzinka i jesteśmy w domciu.

Mały off'top:
Gdzie kolejna wyprawa – tego jeszcze nie wiem. Z podliczenia wydatków wychodzi, że na wszystko, łącznie biletami lotniczymi, wizami, zakupem przewodnika, wydałyśmy 3600 zł na osobę. Czy warto było? Jasne, że tam. Najbardziej podobało nam się chyba w Udajpurze - tamtejsza zielen i przestrzeń. Ot, indyjska Wenecja :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
geminus
geminus - 2012-04-01 00:16
To prawda . Mnie rowniez Udaipur podobal sie najbardziej. Fajna relacja. Pozdrawiam.
 
 
talia
Asia
zwiedziła 3% świata (6 państw)
Zasoby: 32 wpisy32 27 komentarzy27 414 zdjęć414 5 plików multimedialnych5
 
Moje podróże
05.02.2012 - 22.02.2012