Geoblog.pl    talia    Podróże    Indie 6 - 22 luty 2012    Podróżując jaipurską rikszą
Zwiń mapę
2012
11
lut

Podróżując jaipurską rikszą

 
Indie
Indie, Jaipur
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 5887 km
 
Nadszedł czas na pierwsze porządne starcie z rikszarzem, czyli odbycia negocjacji dot. całodniowego wynajęcia pojazdu. Chcemy jechać do fortu Amber, a ten jest oddalony o jakieś 10 km od Jaipuru. Zaraz po wyjściu z hotelu natychmiast zaczepia nas kilku panu kierowców z pytaniami: Riksza? Taxi? Zaczynamy rozmowę ze starszym jegomościem, nie narzucającym się, ale z drugiej strony twardo broniącym swych racji :)

Początkowo chciałyśmy wynająć rikszę tylko do fortu i pana odprawić, a stamtąd kombinować, jak wrócić, ale pan był bardzo przekonujący, więc stanęło na tym, że najpierw jedziemy do City Palace, który wczoraj był zamknięty, a potem ruszamy na podbój Amber, pan miał czekać, aż wrócimy. Planowany powrót godz. 17, koszt rikszy 400 rupii na cały dzień. Pan w ogóle nie chciał zejść z tej ceny, ale po przeliczeniu, że to niecałe 30 zł na cały dzień (i to jeszcze do podzielenia na dwie osoby), odpuściłyśmy targi o cenę i w drogę.

Pałac miejski robi wrażenie, te wszystkie misterne radżastańskie krużganki, jak haftowane, zachwycają nas w każdym miejscu. Pokręciłyśmy się tu jakieś 2 godziny. Po wyjściu, na parkingu pan rikszarz czekał zgodnie z obietnicą.

Do fortu jedzie się jakieś pół godziny, cały czas pod górę. Pan nas wysadza na parkingu i obiecuje czekać tak długo, aż przyjdziemy. No i zaczynamy wspinaczkę, bo do bram mamy jeszcze kawał drogi na pieszo. Jak się okazuje, forty to jest „to co tygryski lubią najbardziej”. Fort – pałac dla rodziny królewskiej po prostu cudo. Ale na pobliskim wzgórzu widzimy kolejny fort – Jaigarh. Hmm, strome podejście robi wrażenie, słonko mocno operuje... idziemy! Tym bardziej, że mając bilety do City Palace wstęp do Jaigarh jest bezpłatny.

I to była dobra decyzja. Mniej popularny, czytaj tylko nieliczni z amberowych turystów tu docierają. W forcie żołnierze pilnują porządku. Zaczepił nas taki jeden w średnim wieku i zaczyna grzecznie tłumaczyć, o co tu chodziło, absolutnie bez prób podrywu z jego strony. Snuje opowieść, że jak Jaipurowi groziło niebezpieczeństwo, to rodzina królewska z Amber była tajnymi przejściami ewakuowana do Jaigarh, że dopóki nie wymyślono wodociągu, wodę transportowały na górę słonie... W sumie bardzo miłe popołudnie, pan za oprowadzenie i sensowne gadanie otrzymał mały napiwek, był bardzo zadowolony. My jeszcze bardziej.

Do podnóża obu fortów docieramy po godz. 17, na rikszarz cierpliwie czekał. Ponieważ w Amber wrzuciłam na chwilę okulary słoneczne do plecaka, pękła mi oprawka, zapytałam rikszarza, czy po drodze nie moglibyśmy zahaczyć o jakieś stoisko z okularami, bo bez nich tu jak bez ręki. Pan zaczął zadawać dokładne pytania w naszym stylu badania preferencji klienta: czy chodzi mi o salon optyczny, profesjonalne okulary, czy takie zwykłacze „z ulicy” z plastikowymi szkłami. Wytłumaczyłam, że chcę coś taniego, porządne kupię sobie w kraju (i o futerale będę już zawsze pamiętać). Pojechaliśmy na jakiś bazar, pan się zatrzymał, wskazał na uliczny kram i poradził, że to nie jest „tourist area”, więc za takie okulary nie powinnam zapłacić więcej, niż 3 dolary. No dobra, idę oglądać i targować. Coś co na nosie się w miarę trzymało, udało się wybrać parę bez specjalnie widocznych złoceń. Pan chciał na początku 10 dolarów, skończyło się na 3.

Ale pan rikszarz wyczuł naszą chęć do robienia zakupów i zachęca do obejrzenia sklepu z tekstyliami. My niezainteresowane, bo w spodnie i chusty zaopatrzyłyśmy się poprzedniego dnia. Ale pan nie daje za wygraną – to może srebrna biżuteria? Hmm, to już opór z naszej strony był mniejszy. Moja koleżanka do niedawna zajmowała się sprowadzeniem srebra właśnie z Indii, tłumaczyła że to grosze kosztuje, więc pomyślałam, że może warto byłoby się przekonać... Wyrażamy zatem chęć wstąpienia do jubilera, do którego zawiezie nas nasz ukochany pan rikszarz.

Sklep w jakimś ciemnym zaułku, ale po wejściu do środka wyglądem i czystością wnętrza nie różnił się od naszych jubilerów. Wybór wielki. Ja dałam się namówić na kolczyki dla mojej 5-letniej chrześniaczki, mama nabyła drogą kupna korale. W sumie mile spędzony czas, oczywiście poczęstunek kawą itp.

No dobra, jest już ciemno, dochodzi godz. 20, mówimy stanowczo, że żadnych więcej sklepów, że chcemy prosto do hotelu. Pan posłusznie polecenie wykonuje. Dajemy mu 500 rupii, w końcu cały dzień z nami spędził, choć zdajemy sobie sprawę, że i od jubilera jakaś prowizje mu skapnie. Widać, że gościu ma doświadczenia z pracą z turystami, grzecznie proponuje, nachalnie nie narzuca się. I od tej pory przestajemy się obawiać rikszarzy :)

Koszty:
135 rupii – śniadanie
250 rupii – riksza na cały dzień (po podziale kosztów z mamą)
500 rupii – wstępy City Palace i Amber
130rupii – kolacja
200 rupii – kolczyki
200 rupii - hotel
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (29)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
mirka66
mirka66 - 2013-03-20 09:15
Cudnie.Tylko pozazdroscic.
 
 
talia
Asia
zwiedziła 3% świata (6 państw)
Zasoby: 32 wpisy32 27 komentarzy27 414 zdjęć414 5 plików multimedialnych5
 
Moje podróże
05.02.2012 - 22.02.2012