Wstajemy o 8 rano dzięki nastawionym budzikom w komórkach (w Polsce jest jeszcze noc, Indie są o 4,5 godziny do przodu w stosunku do czasu polskiego). Na razie jest zimno – jakieś 15 stopni. Śniadanko i idziemy zwiedzać największy zabytek Agry i jeden z najsłynniejszych w Indiach – Taj Mahal. Bilety pioruńsko drogie – 750 rupii dla turystów i 20 rupi dla tubylców. Mauzoleum postawione ku pamięci zmarłej żony przez władcę muzułmańskiego robi wrażenie. Spędzamy tu kilka godzin, po czym udajemy się spacerkiem do fortu – kolejny zabytek na liście do zwiedzenia. W południe robi się cieplej, jakieś 20 stopni.
Wracając płacimy pierwsze frycowe. Kupowałam pomarańcze, gdy doczepił się jakiś gość, który koniecznie chciał nas gdzieś zaprowadzić. Chcą się go pozbyć szybko zapłaciłam za owoce i dopiero po pewnym czasie skumałam, że kosztowały one 100 rupii za cztery sztuki (czyli 2 dolary, stanowczo za drogo). No dobra, wielkiej straty nie ma, ale nauczka na przyszłość – targować się zawsze i wszędzie, niezależnie od okoliczności.
Późnym popołudniem obiad w naszej Garden Restaurant. Warto przed wyjazdem do obcego kraju poczytać trochę o posiłkach, bo my jak pierwszy raz zobaczyłyśmy w menu pozycje typu thali czy veg. pulao, początkowo nie wiedziałyśmy, cóż to jest i wszystkie nazwy jedzonka nic nam nie mówiły. I tak metodą prób i błędów znalazłam swoje ulubione azjatyckie danie: wegetariańskie spring rollsy.
Koszty:
105 rupii – śniadanie
750 + 250 rupii – wstępy Taj Mahal i Fort Agra
20 rupii – butelka wody
100 rupii – cztery pomarańcze
100 rupii – obiad
40 rupii – papier toaletowy
100 rupii – widokówki do wysłania na poczcie
400 rupii - hotel
100 rupii - informacyjnie dla palaczy: paczka papierosów Marlboro