Wysiadamy na dworcu Nizamuddin i z budki pre-paid bierzemy rikszę do dzielnicy Paharganj, by poszukać hotelu – tu nie mamy rezerwacji. Wybieramy tę dzielnicę, bo za dwa dni odlot i jest blisko stacji metra, a stamtąd tylko skok na lotnisko. O 7 rano Paharganj zaczyna się budzić, ale jest już jasno. Kierujemy się do polecanego gdzieś hotelu Rak International, niestety wszystko zajęte. Pan z recpcji prowadzi nas do siostrzanego hotelu Gush – tu pokazuje pokój na I piętrze. Cudo to nie jest, okno na korytarz, ale czysto, z kranu leci przyjemna ciepła woda. Decyzje podjąć pomoga nam cena – 600 rupii. Bierzemy.
Małe mycie, zostawiamy bambetle i idziemy na śniadanko do tego samej restauracyjki na dachu, gdzie trafiłyśmy podczas pierwszego dnia pobytu. Zamawiamy tradycyjnie posty z serem i kawusię. Kawa tam samo niepijalna jak ponad 2 tygodnie temu :)
Dziś w planie mamy grobowiec Humayuna i poszwędanie się po stolicy. Rano wydawało się chłodno, wszak jesteśmy o 750 km na północ od Udajpuru, ale jak słoneczko przygrzało, to było w porywach 30 stopni. Czas obłaskawić delijskie metro. Podczas przygotowań do wyjazdu zdążyłam jedynie doczytać, że jest tanie i bezpieczne. Studiuję więc informacje koło kas i wychodzi na to, że należy kupić kartę za 100 rupii, z czego 50 to depozyt zwrotny przy oddawaniu karty. Przejazd na każdym odcinku z punktu A do B kosztuje określona liczbę rupii, system sam to kasuje, kartę przykłada się do bramki przy wejściu na peron i przy wychodzeniu.50 rupii (1 dolar) starczyło nam akurat na dwudniowe jeżdżenie.
Razem z kartą dostałam książeczkę – przewodnik z trasami metra, przystankami – wszystko jasne, proste i przejrzyste, od ogarnięcia w kilka minut. Aby dojechać do grobowca Humayuna należy wsiąść w linię koloru żółtego, przejechać 2 przystanki i potem przesiąść się na kolejną. Perony metra czyste, nowe, w większości ze schodami ruchomymi. Co ciekawe, dwa pierwsze wagony są przeznaczone tylko dla pań. I nimi starałyśmy się z mamą podróżować, bo były mniej zatłoczone :) Jechały nimi najczęściej samotne młode kobiety, nastolatki wracające ze szkół itp.
Wysiadamy na przystanku i dzielnica Delhi w okolicy grobowca od razu przypada nam do gustu. Szerokie, niezatłoczone (!) ulice, mnóstwo zieleni i nawet chodniki. Spacerujemy tak z mapą przy nosie i po jakieś pół godzinie docieramy do grobowca. To takie skromniejsze rodzeństwo agrowskiego Taj Mahala. Właśnie kończy się odnawianie grobowca. Podoba się nam, warto było.
Wracamy z powrotem i postanawiamy wysiąść po drodze i zobaczyć dzielnicę parlamentarną indyskiej stolice ze słynną Bramą Indii. Tu to normalnie jak w Anglii – park, trawka, kanał z wodą, szeroka ulica. I mnóstwo ludzi odpoczywających, jedzących lanczyk na stawce, dzieci bawiących się piłeczkami. Na kanale nawet były rowery wodne, jak w moim rodzinnym Wejherowie od niedawna. Posiedziałyśmy trochę, uzupełniłyśmy płyny i w drogę powrotną. Kolacja w resturacji po drogiej stronie ulicy Main Bazar i spać.
Koszty:
50 rupii – riksza
100 rupii – śniadanie
100 rupii – karta metro
250 rupii – bilet Humayuns Tomb
80 rupii – cola
300 rupii – hotel